Miałem opory przed zamieszczeniem tego tekstu, zgadzam się wszakże z poglądem, że lokalne medium powinno skupiać się wyłącznie na sprawach lokalnych, ale jestem przekonany, że Amy Winehouse ze swoją żarliwością i przepięknym głosem trafiła do dusz wielu gołdapian, przecież nasze miasto to również ostoja pięknoduchów.
Kim dla mnie była Amy? Myślę, że wyraziłem to dobitnie w jednym ze swoich wierszy, który przed dwoma laty ukazał się w artystycznym piśmie „Borussia”, potem w mojej ostatniej książce (wiersz w całości i tu publikuję). Stała się dla mnie na pewno kimś bardzo ważnym i taką pozostanie.
Uświadomiłem sobie bowiem, że po Janis Joplin i płycie duetu Roberta Flack & Donny Hathaway nie spotkałem przez około czterdzieści lat klimatu w – nazwijmy to – pop soulu, który by tak głęboko mnie poruszył. Owszem przez ostatnie dziesięciolecia w tej muzycznej dziedzinie zaistniało wiele zjawisk godnych uwagi, choćby Alicia Keys, ale zdecydowanie żadne z nich nie było tak wyraziste, rozpoznawalne i, co najważniejsze, tak spontaniczne, jak ta żydowska wokalistka, która zbyt szybko pogrążyła się w mroku, zbyt szybko zjednoczyła się z tym swoim „Back to Black”.
(Amy Winehouse znaleziono wczoraj martwą w jej londyńskim mieszkaniu.)
Amy
Dla Amy Winehouse
do tej pory wyobrażałem sobie
tylko twoje nocne zmory
bo wiem trochę o tobie
albo tak mi się przynajmniej wydaje
i z trudem próbuję zebrać okoliczności
bo teraz w głowie mam tylko miłość
na zewnątrz szpetotę twojej fryzury
napiętej jak czarny balon
lub w najlepszym wypadku panteon
bo nie wiesz
że kobieta łatwo może mnie oszukać głosem
próbuję sobie przypomnieć
co się działo
gdy po raz pierwszy usłyszałem
Back to Black
nie widziałem już wtedy tego brzydkiego tatuażu
ani twojej marmurowej skóry
tylko kryształ
niby implant
z Dvořákiem albo Scriabinem
w każdym razie
z tymi których kocham
to było i reggae
i przejmujące largo
dwa w jednym
a potem znów czerń
bo w nią naiwnie wierzysz
nie wiedząc
że ta może być bardziej bezbronna
niż tabula rasa
Amy na Wawel!
nagle wszyscy zaczną ją kochać, wspominać a każdy okaże się być wielkim fanem jej muzyki ;]
Co prawda Amy najprawdopodobniej sama doprowadziła do tego, ze przedwcześnie pogrążyła się w mroku ale… dla gołdapskich pięknoduchów zawsze będzie to wielka strata. Nie przepadałam za jej twórczością , ale łączę się w bólu. Mogła żyć, mogła tworzyć. Mogła być jeszcze większa. I być może nieśmiertelna dla wszystkich.
Szkoda, że czasem ludzie sami pozbawiają się tej szansy.
Droga Felu! Każdemu, ale to każdemu z nas psychika może się niespodziewanie rozsypać. Czasem nawet bez widocznego powodu. Ja w największym stopniu winię za to dupowatą konstrukcję człowieka. Z artystą totalnym jest tak (a taką artystką była dla mnie Amy), że jego życiu towarzyszy w mniejszym lub większym stopniu pewna dwubiegunowość. Nierzadko jest to życie od euforii, do depresji, a z tym nie jest łatwo sobie poradzić. Rzecz jasna, człowiek dorosły w jakiejś mierze powinien trzymać swoje życie w garści. Tyle że akurat mnie uczciwość (zwłaszcza dobroć) jakoś nie kojarzy się z totalnym uporządkowaniem i totalną samodyscypliną (chociaż np. mam mało tolerancji dla niepunktualnych). Dlaczego o tym mówię – uderzyłaś Felu w tonację pedagogiczną i zdefiniowałaś to dosyć jednoznacznie. Jednakowoż warto od czasu do czasu zadać sobie samemu pytanie – jakie są moje ciemniejsze strony? Bo wierz mi, każdy je ma i każdy bywa w pobliżu owej cienkiej granicy.
Muszę tu stanąć w obronie „dupowatej konstrukcji człowieka”- jeśli może on z siebie wydobywać rzeczy piękne i wzruszające, to oznacza, ze posiada większą niż inni wrażliwość, a to nie defekt. Dupowata, za przeproszeniem, jest „konstrukcja” otaczającej nas rzeczywistości, z którą nie każdy ma siłę się zmierzyć, zwłaszcza, jeśli dzieciństwo nie zaopatrzyło go w potrzebne do tego aktywa. Ludzie wrażliwi widzą, słyszą i czują więcej…
Z tym też się zgadzam:-) Może niezbyt jasno to określiłem. Bo Twój komentarz przywodzi mi nieco na myśl motto do książki Antoniego Kępińskiego „Schizofrenia”, które w przybliżeniu brzmi mniej więcej tak (mam nadzieję, że zachowałem główny sens) : „Tym, którzy są bardziej niż inni wrażliwi i przez to bardziej niż inni nieszczęśliwi”. Przypomniałem to pewnie w ogromnym przybliżeniu.
Mądrze pan prawisz Panie Signi.
Wszystko dobrze, wszystko się zgadza. Jednak fakt pozostaje faktem Zdaje się, Amy sama wybrała swój dzień i swoją chwilę odejścia. Nie doprowadziły do tego rzeczy dobre. Ale na tym skończę, bo śmierć to śmierć i chyba nie powinniśmy bardziej tego roztrząsać, Drogi Redaktorze.
Nie zgadzam się – w szerokim kontekście w Polsce za mało mówi się śmierci. W Polsce jest to powszechnie bombastyczne i funkcjonuje jako temat tabu. Porównaj np. do katolickiego Meksyku. Tam jest inne podejście, polegające na oswajaniu i wcale nie jej przyspieszaniu. Idzie mi tu o aspekt oswajania się z jej nieuchronnością i pogodzenia tego z twórczym (w miarę optymistycznym) podejściem do życia.
„Tym, którzy są bardziej niż inni wrażliwi i przez to bardziej niż inni nieszczęśliwi”. Zastanawiałam sie nad tym dość często. Z wrażliwością dostajesz w „pakiecie” nie tylko skłonność do bolesnej melancholii, ale tez całe bogactwo pięknych doznań i co ważniejsze-większą zdolność rozumienia i empatii. Jeśli się tym dobrze zaopiekujesz, możesz być całkiem szczęśliwy 🙂 Alem napisała… w kaaażdym razie chyba wiem o co mnie chodzi:)))
Byłoby mniej nieszczęsć gdybyśmy umieli i chcieli spojrzeć na człowieka bardziej życzliwie i starali się odnajdywać jego dobre cechy.
Prosiaczek,idący w tyle za Puchatkiem,wspiął się na paluszki i szepnął;puchatku1 .Co,Prosiaczku.Nic,rzekł Prosiaczek,biorac za łapkę chciałem się tylko upewnić,czy jesteś.